piątek, 7 sierpnia 2015

Kobieta, która boi się tylko myszy.

Tancerka, choreograf, dziennikarka, felietonistka.
Urodziła się w 1939r. Dzieciństwo miała nie za wesołe, pomimo tego, że ojciec jej był profesorem matematyki. Od 12-tego roku życia, pomieszkiwała u rodziny, nawet w hotelach. Nie miała takiego normalnego domu, ciepłego i pełnego miłości. 
Może to ją wzmocniło psychicznie i fizycznie, co można było obserwować przez dalsze lata jej życia. To w pewnej mierze sprawiło, że całe życie miała wysoko podniesioną głowę, opartą na mocnym kręgosłupie.
Skończyła warszawską Szkołę Baletową. Była nieprzeciętną tancerką.
W młodym wieku wyszła za mąż za Krzysztofa T. Toeplitza, z którym to ma syna Kaspra Toeplitza.  Niestety po kilku miesiącach rozwiodła się z nim.
Chciała się w Polsce rozwijać w kierunku baletowym, niestety ówczesne władze, nie zezwoliły jej na to. Dostała tz:- wilczy bilet w jedną stronę.
W 1968r. wyjechała z synkiem do Paryża, gdzie nie tak od razu, ale po kilku miesiącach zaczęła podbijać Paryż, jako tancerka a później choreografka.
W Paryżu wyszła drugi raz za mąż za Jeana Pierra Bluteau.
Ma z nim dwoje dzieci - syna Balthazara Bluteau i córkę Ernestinę  Bluteau. 
Niestety po 13-tu latach małżeństwa zakochuje się po raz kolejny.
Odchodzi od męża, zostawiając mu dosłownie wszystko - mieszkanie, dom na wsi, konto w banku i inne dobra, których dorobiła się przez całe życie. 
Zostawiła mu również dzieci. 
Sama wynajęła pokój, bardzo blisko nich, by mieć wszystko na oku.
Znalazła na ulicy stary materac i na nim na początku spała. 
W wieku 50-ciu lat, niestety musiała zrezygnować z zawodu. 
Kiedyś ojciec jej powiedział, że gdy przestanie używać nóg do zarabiania pieniędzy, to musi wykorzystać ręce i mózg. Tak też uczyniła. 
Imała się przeróżnych zawodów - była barmanką, kelnerką, szatniarką, bileterką, pracowała nawet na budowie. Powiedziała, że w sumie pracowała w życiu w 17-tu zawodach. 
W tej chwili jest właścicielką 16-tu mieszkań w Paryżu.
Dzieci są już dawno dorosłe i wszystkie je kochają, wszystkie są muzykami, rodzina artystów.
Krystyna Mazurówna - bo o niej cały czas piszę, często przyjeżdża do Polski ( już teraz jej wolno).
Jest bardzo szczera, nie zataja nic ze swego życia.
Opowiada i opisuje wszystkie szczegóły ze swego życia. Przyznaje się do wielu kochanków i innych mężczyzn w swoim życiu. Przyznaje się też do 3 aborcji, polki są zgorszone, bo przecież jak to - one miały po 5, czy nawet 9 aborcji, ale cicho siedzą i oskarżają inne. Przyznaje się też do operacji plastycznych - ona nie chce się zestarzeć z godnością.
Ona chce się zestarzeć ładnie.....
Jest to kobieta, która mi się podoba - kupuję ją w całości.
Umie też dobrze liczyć - liczy na siebie.
W jednym z wielu wywiadów. powiedziała coś, co mi się podobało - 
Kiedyś w Polsce była policja i nic nie było wolno - dziś policja chodzi w sutannach i też nic nie jest wolno.
Lubię ją, jest taka kolorowa i fantastyczna.
__________KRYSTYNA MAZURÓWNA______________

-
Napisała:- Zośka Małecka.

___________________________________________



Krystyna w latach 60-tych.



Tu z polskim mężem i synkiem.


Tańcząca pomiędzy duetem Marek i Wacek. Wacław Kisielewski był jej narzeczonym.



 Jeszcze jak mieszkała w Polsce.



Też czasy młodości.



Tu z francuskim mężem.


Z Simoną Fitkau Perepeczko.



Zawsze z uśmiechem.



 I kolorowo....


  Sympatyczna....

Cała ona.....

 Zawsze młoda, choć już dobrze po 70-ce.......

Kolorowa i piękna.

___________________________________

Prawie wszystkie kolorowe zdjęcia, robione były, gdy miała już dobrze po 70-ce.



poniedziałek, 13 lipca 2015

"Boję się"

Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam blogi o tematyce modowej.
Były to blogi młodych dziewczyn,
 ha... jakoś tak w duchu odmłodniałam patrząc na nie. 
Ale szukałam starszych dziewczyn, ciekawiło mnie, czy one też 
wstawiają swoje posty, chciałam zobaczyć ich stylizacje.
Nie pamiętam dokładnie, ale o ile dobrze zapamiętałam, to
pierwsza była Krysia Bałakier. Podobało mi się. Już sam fakt,
że kobieta w tym wieku ma odwagę na pokazywanie się publicznie
był pełen podziwu z mojej strony. 
Pamiętam jak chciałam ją ulepszać, poprawiać, itp. 
Byłam takim niespokojnym duchem, miałam czas i siłę siedzieć przy kompie.
Był to początek mojej choroby, przebierałam się przed lustrem,
pomysłów miałam całą masę. 
Jeździłam po sklepach i kupowałam ciuchy, torby, buty, biżuterię 
(oczywiście nie drogą). Jednym słowem, przygotowywałam się 
do robienia stylizacji, takich moich, bez żadnych specjalnych inspiracji.
Komentowałam bardzo dużo, moje komentarze były szczere. 
Dziś wiem, że aż za szczere.
Już wtedy czułam się coraz gorzej, pamiętam że nie mogłam bez bólu zrobić więcej niż pięć kroków. Ech, może wystarczy, wiem że nikt nie lubi smutnych historii.
Dziś zastanawiam się, czy warto pokazywać się publicznie w moim wieku? -
mam już 62 lata i cholera wcale się z tego nie cieszę.
Boje się mijającego szybko czasu, tak bardzo bym chciała odjąć sobie choć
10 lat. Ale se ne wrati - moi drodzy, ne wrati.
Przez czas choroby, przyczepiły się do mnie inne rzeczy
i dzięki temu przytyłam. Teraz pracuje nad sobą i mam nadzieję, 
że zniknie ten kwadrat z mojej sylwetki.
Napisałam o tym, bo uważałam, że należy Wam się wszystkim wyjaśnienie

jak psu kość.

Zdjęcie swojej "filigranowej" sylwetki też Wam zamieszczam.
To zdjęcie sprzed 2 miesięcy, byłam wtedy na koncercie Bobiego Dylana.
Całuję i pozdrawiam Was___Zośka.


 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Witajcie kochani.


W pierwszym poście chcę się z Wami przywitać i zaprosić do dalszych postów. 
                                    _____Zośka.